La semana de comedia negra y muerte

Hiszpańska telewizja państwowa nie przestaje mnie zaskakiwać pozytywnie. Tym razem z okazji święta zmarłych (obchodzonego znacznie mniej kolorowo niż w Meksyku) zorganizowali, w ramach programu Historia de nuestro cine, La semana de comedia negra y muerte, czyli tydzień czarnej komedii i śmierci. Codziennie przypominali jeden film wybrany z filmografii bardzo znanych reżyserów (najbardziej znany pewnie Berlanga), który odpowiadałby wybranym kryteriom. Dodatkowo przed każdym seansem przygotowali pięciominutowe wprowadzenie. Jakby tego było mało, wszystko jest dostępne online na ich stronie internetowej (przynajmniej przez 7 dni od daty emisji) i bez problemu można oglądać w Polsce. Wszystkie mają dostępną transkrypcję (z prawej strony), ewentualnie napisy (tylko hiszpańskie), co jest dużym udogodnieniem dla tych co się dopiero uczą języka.

El difunto es un vivo  (1941)

mv5bnmzln2i1n2ytzmjkos00mwfhlwfhmzatoddmmteymjazzwewxkeyxkfqcgdeqxvymty5mde5na-_v1_Cykl zaczął się najstarszym z filmów, El difunto es un vivo z 1941 roku, w reżyserii Ignacia Iquino. Reżyser z jednej strony zafascynowany lekkim kinem amerykańskim z tamtego okresu, a z drugiej silnie związany z teatrem, którego filmy były przeniesieniem sztuk z desek teatralnych na wielki ekran.

Ignacio, zafascynowany zwierzętami, wegetarianin i człowiek pragnący jedynie spokoju, poślubił kobietę, w której się zakochał. Co jednak zrobić, jeśli ta nie jest szczęśliwa, i wraz z matką do wiejskiej posiadłości sprowadzają artystę, któremu podobno żadna kobieta się nie oprze. Dodatkowo z teściową czują do siebie bardzo silną i wzajemną antypatię. Zrozpaczony, spróbuje nawet targnąć się na własne życie.

Sam film to popisowa rola Antonio Vico (Marcelino, pan y vinoMi tío Jacinto czy La ironía del dinero), grającego rolę nieszczęsnego Ignacio jak i swojego brata, podziwianego i powszechnie lubianego muzyka, dającego koncerty w Stanach, za którego będzie się podawał Ignacio. Oprócz tego odegra wspaniałą rolę gadających portretów: swojego ojca i matki, którzy będą dyskutować z bohaterem jego mizerną sytuację.

Warto zobaczyć, bo to z jednej strony zupełnie inny styl gry aktorskiej, a z drugiej hiszpańska wersja hollywood, w czasach powojennych (wojna domowa skończyła się w 1939 roku), kiedy gospodarka chwiała się, a ludzie wciąż jeszcze żyli horrorem tego co się działo.

El Pisito (Mansarda, 1959)

Adaptacja książki Rafaela Azcony i zaadaptowana przez niego na scenariusz, to jego debiut
w świecie filmu. Nakręcił to włoski reżyser Marco Ferreri z 1780285_640pxpomocą (głównie finansową) Isidora M. Ferry’ego.

Presja spowodowana okolicznościami długiego narzeczeństwa Rodolfo (José Luis López Vázquez) i Petrity (Mary Carrillo) czekających na mieszkanie zaprowadziła ich do powzięcia drastycznej decyzji: Rodolfo ożeni się ze staruszką Martiną (Concha López Silva), od której podnajmuje, żeby, kiedy ta odejdzie z tego świata, odziedziczyć wynajem mieszkania. (opis ze strony Rtve.es)

Film, który prawdę mówiąc planowałam obejrzeć po przeczytaniu książki, jednak chyba skuszę się najpierw na to co łatwiej dostępne. Historia o manipulacji i do czego jesteśmy zdolni, aby osiągnąć nasz cel. Azcona twierdził, że nie musiał wymyślać bohaterów, wystarczyło rozejrzeć się po ulicy, powyolbrzymiać to czy owo i zaakcentować co trzeba.

Zabiegiem, który mnie najbardziej ciekawi jest dodany do większości scen element absurdu, taki jak np. chłopiec na nocniku na stole gdzie jedzą dorośli. Początkowo bardzo była krytykowana niejednolita ekspozycja, czy też wystawienie scen, gdzie przy statycznym planie początek sceny jest zupełnie różny od jej zakończenia. Już choćby dla tego bardzo chcę to zobaczyć i przekonać się o czym oni mówią.

Vivan los novios (1970)

vivan-los-noviosTrzecią propozycją jest Vivan los novios (Niech żyją państwo młodzi) znanego duetu od czarnych komedii: Luisa Garcii Berlangi (reżyser i współscenarzysta) i Rafaela Azcony (scenarzysta). Początkowo ma się wrażenie, że to jedna z wielu komedii obyczajowych, jednak wtem pojawia się trup. Życie to żart, ale nie mówiłem że zabawny, jak to kiedyś Berlanga sam powiedział.

Leonardo (José Luis López Vázquez) to bankier z Burgos, który przyjechał do turystycznego resortu hiszpańskiego. Zakochuje się i postanawia ożenić z właścicielką pensjonatu i sklepiku dla turystów, Loli (Laly Soldevila). Tylko jak tu nie spróbować swoich sił jeszcze przed ślubem gdy wokół tyle zgrabnych, wysokich i skąpo odzianych zagranicznych turystek? Na jego nieszczęście żadna nie wydaje się nim zainteresowana.

Na ślub przylatuje też mama głównego bohatera, Doña Trini (Teresa Gisbert). Boi się schodów, ale po za tym to bardzo miła staruszka, zachwycająca się wszystkim co potrzeba, nawet jeśli narzeczoną syna okazuje się nie młoda i piękna cudzoziemka, tylko pani w średnim wieku, wzroście i tuszy.

To co najbardziej mnie urzekło w filmie to zestawienie tej Hiszpanii jaką mniej więcej znamy, miejsca pełnego roznegliżowanych turystów z tą jeszcze tradycyjną i zupełnie tu odstającą Hiszpanią sprzed otwarcia kraju. Scena procesji pogrzebowej to jeden z majstersztyków kompozycji i ujęcia.

Mambrú se fue a la guerra (1986)

Czwartkowa propozycja to film Mambrú se fue a la guerra (Mambru poszedł na wojnę) mambru-se-fue-a-la-guerraFernando Fernán Gómeza (np. Manolo z Belle Epoque), aktora i reżysera, tak filmowego jak i teatralnego. Scenariusz napisał (i w sumie dał życie całemu filmowi) Pedro Beltrán, nie tylko scenarzysta ale i aktor.

Po śmierci Franco, Florentina (María Asquerino), matka małej wiejskiej rodziny, oznajmia swojemu zięciowi (Agustín González), córce (Emma Cohen) i wnukom (Jorge Sanz i Nuria Gallardo), że jej mąż wciąż żyje. Emiliano (Fernando Fernán Gómez) pozostawał w ukryciu od czasów Wojny Domowej w schowku pod domem. (opis ze strony Rtve.es)

Niewiele mogę powiedzieć o filmie, którego jeszcze nie widziałam, ale mam spore oczekiwania co do niego. Znów nieboszczyk okazuje się żywy, tym jednak razem mamy do czynienia z krytyką społeczeństwa lat 80 i pokazaniem bardzo znaczącego okresu w dziejach Hiszpanii. Śmierć Franco to nie tylko odejście jednego człowieka ale symboliczny koniec frankizmu i początek demokratyzacji kraju. Moment, w którym wielu republikanów, powszechnie uważanych za zmarłych wyszło ze swoich kryjówek po ponad trzydziestu latach.

Nie jest to pierwszy film o człowieku, który ożył po latach ukrywania się w obawie przed represjami, ale jeden z pierwszych będący przy tym komedią.

Justino, un asesino de la tercera edad (1994)

11237Ostatni w cyklu to Justino, un asesino de la tercera edad (Justino, zabójca trzeciego wieku), debiut Santiago Aguilara i Luisa Guridi, którzy sami siebie nazywali La Cuadrilla. Choć dotarliśmy już do lat 90 to znów widzimy na ekranie czerń i biel. Film od razu zyskał miano kultowego, dzięki swojej inności i dziwności.

Justino (Saturnino García) dopiero co przeszedł na emeryturę, wcześniej pracując jako puntillero na arenie do walki z bykami (ten co wbija bykom szpikulce). Nie umie się za bardzo odnaleźć w nowej rzeczywistości i wkrótce znajduje sobie nowe intratne zajęcie, w którym wykorzystuje swoje doświadczenie zawodowe. Jego przyjaźń z Santoncito (Carlos Lucas), almohadillero (człowiek, który wypożycza poduszeczki do siedzenia na wydarzeniach typu corrida) zacieśnia się coraz bardziej dzięki temu nietypowemu zajęciu kryminalnemu. (luźne tłumaczenie opisu z Rtve.es)

Film zdobył dwie nagrody Goya, jeden dla Saturnino Garcíi jako mejor actor revelación (najlepszy aktor objawienie, na portalu filmweb tłumaczona jako nagroda dla najlepszego aktora debiutującego co uważam za dość nieprecyzyjne tłumaczenie, bo trudno nazwać aktora grającego od 1977 roku debiutantem). Saturnino, choć już nie najmłodszy, to jednak do tej pory grał tylko postaci drugoplanowe (zresztą tak jak i Carlos Lucas, dla którego była to  pierwsza tak szeroko rozpisana rola). Druga statuetka poszła do Santiago Aguilara dla najlepszego reżysera debiutującego (mejor director novel).

***

Dwa filmy z pięciu obejrzane, od poniedziałku zaczną znikać, więc trzeba się będzie zmobilizować co by nie przegapić okazji. Filmy polecam i tym zainteresowanym historią kina w Hiszpanii (nie przegapcie coloquio, debaty, także dostępnej z filmami) i wszystkim tym, którzy szukają materiału do pracy z językiem dzięki dostępnym napisom i transkrypcji. Niekwestionowanym atutem jest tu też gatunek filmów: komedia z czarnym humorem w roli głównej. Czego chcieć więcej?


Dodaj komentarz