Slow West (2015)

Fassbender, ach ten Fassbender i jego niesamowite oczy.  Zatem tematem dzisiejszego wpisu nie będzie jak bardzo nie rozumiem tego całego zachwytu The Night Manager, a już zwłaszcza aktorem wcielającym się w główną postać. Widać nie mój gatunek i nie mój gust.

Slow West to film, którego zwiastun zupełnie nie oddaje charakteru całej produkcji. Mamy tu młodego szkota, pełnego romantycznych ideałów, który przepłynął ocean, a teraz przemierza dziki kraj Stanów aby odnaleźć swoją ukochaną i jej ojca. Ci w wyniku niefortunnego zbiegu okoliczności musieli uciekać z kraju. Pomagać mu będzie  Silas, łowca nagród, samotny wilk. A ich tropem będzie podążać cała zgraja bezwzględnych łowców głów, chcących zgarnąć wysoką nagrodę wyznaczoną za złapanie ojca i córki.

Z opisu fabuła może i nie wygląda zbyt oryginalnie, jednak realizacja filmu i cudowne zdjęcia to coś co wyróżnia go z tłumu. Długo się przed nim wzbraniałam i teraz żałuję. Jest tam tyle pięknych scen, które nawet tydzień po seansie do mnie wciąż wracają.

Krajobrazy, stroje, sekwencje (tu nie mogę Wam za dużo powiedzieć, bo byłby paskudny spoiler), konstrukcja bohaterów. Nie sposób wyrazić słowami mojego zachwytu. Produkcja jest nowozelandzko-brytyjska. Oprócz Fassbendera zobaczymy Australijczyka Bena Mendelsohna w roli głównego złoczyńcy, tutaj po prostu cudownego. Młodego romantyka zagrał kolejny Australijczyk, Kodi Smit-McPhee, a jego ukochaną Nowozelandka Caren Pistorius. A, za reżyserię i scenariusz odpowiada Szkot, John Maclean. Zdjęcia to Robbie Ryan (American Honey, Philomena, Wuthering Heights z 2011 roku czy Fish Tank). Kręcone w przepięknej Nowej Zelandii i cudownej Szkocji.

Wychodzi na to, że Dziki Zachód, który mnie najbardziej zachwycił to ten, który, oprócz fabuły, nie ma nic wspólnego ze Stanami Zjednoczonymi. W Szkocji byłam i się zakochałam. W Nowej Zelandii jeszcze nie, bo trochę dalej i drożej, ale kiedyś na pewno.